W cieniu fabryki
5. Czas nauki, czas pracy i
czas odpoczynku Autor: Ryszard Maliszewski
Edukacja autora niniejszego opracowania nigdy nie
była dla niego celem „samym w sobie”, ani też nie wiązała się
dla niego z jakąkolwiek postacią „chęci zrobienia wielkiej
kariery”, bo chłopak od dzieciństwa, choć był bardzo zdolny i
inteligentny, „grzeszył” równocześnie przez całe swoje życie
takimi przywarami, jak: wrodzone lenistwo („urodził się wszak w
niedzielę”), nonszalancja w podejściu do tzw „uznawanych przez
większość wartości”, samowola, niechęć do podporządkowywania
się „uznawanym autorytetom”. Autorytety wybierał sobie Ryszard
sam, już jako dziecko.
Do przedszkola nie uczęszczał nigdy, co zaowocowało
zapewne równie luźnym podejściem do tzw „dyscypliny”. Zgodnie
z urzędowymi przepisami, rozpoczął więc Ryszard naukę w szkole
podstawowej. Jako dziecko umiejące już w wieku 4 lat czytać, miał
przyszły autor zostać „zainstalowany” w szkole w wieku lat
sześciu (wg zamysłu jego mamy), lecz ówczesny kierownik Szkoły
Podstawowej Nr 1 (której podlegała Szkoła na Starym placu
fabrycznym), pan Remigiusz Lampka, wytłumaczył mamie, aby „nie
zabierała dziecku dzieciństwa”, chłopiec był bowiem raczej
„mikrych rozmiarów”. Tak więc Ryszard rozpoczął naukę w
tejże placowej szkole „w klasycznym wieku” lat siedmiu, po czym
przez przynajmniej kilka lat serdecznie się w niej nudził, bo
wszystko znał już z wyprzedzeniem. Podczas gdy inni uczniowie
nawet i w trzeciej klasie potwornie jeszcze „dukali” przy
czytaniu, Ryszard czytywał już gazety i książki „dla
dorosłych”, oraz „dla rozrywki”
pisywał dla słabszych uczniów wypracowania.
W późniejszych latach szkolnych różnice te nie były
już może aż tak wyraźne, ale chłopaka nigdy nie opuściło
wrodzone lenistwo i niechęć do systematycznej nauki. Chłonął to,
co lubił i co go interesowało, zaniedbywał to, do czego odczuwał
niechęć (np. matematykę). Ot... urodzony „humanista”.
Gdy przy zalążku Al. Tysiąclecia w roku 1957
postawiono nową Szkołę Podstawową Nr 3,
kontynuował autor naukę od roku szkolnego 1958/9
właśnie tutaj. Jej nowym kierownikiem został znany mu już pan
Remigiusz Lampka, zaś wychowawczynią, również znana pani
Bronisława Kassykowa. Ryszard lubił też mocno, bardzo przyjazną
dla uczniów, zamieszkałą „po sąsiedzku szkoły” w domku
fabrycznym panią Habinkową , oraz panią Danutę Gądek, późniejszą
Curyłową, panią Gamratową „od języka rosyjskiego”, pana Gamrata (historia) i pana
Narajowskiego.
1. Szkoła Podstawowa Nr 3 w późniejszych latach
60-tych XX w. (źródło: Piotr
Nogieć ;
Olkusz na starej fotografii I [OSF]- patrz
Bibliografia ; w tle widoczne Przedszkole fabryczne)
Tutaj uczęszczał jeszcze przez rok wśród
„starego składu koleżeństwa”, jednak od klasy szóstej,
wspólnie z kolegą Ryśkiem Ciborem, przeniósł się „dla
rozrywki” „spod opiekuńczych skrzydeł” pana Narajowskiego, do
równoległej klasy B. Niestety z tej klasy Ryszard nie posiada już
pamiątkowej fotografii, dlatego wspomni tutaj tylko szczególnie
lubianych przez niego kolegów:Jasia Kmiecika, Stasia Wardęgę i
Marianka Wielguta.
2. Klasa V „A” w roku szkolnym 1958/9 w
Szk. Podst. Nr 3 (fot. z archiwum autora)
(od lewej stoją uczniowie: Kazik Dziadkiewicz,
Zbyszek Pawlik, Rysiek Miska, Władek
Miska, Andrzej Banyś, Stasiu Karolczyk, Rysiek
Cibor, Saturnin Pacia, Romek Gołąbek,
Jasiu Ryłek, Zbyszek Fijał, Andrzej Jochymek,
Janusz Żołobko, niżej: Wojtek Goc, Janusz
Kapelańczyk, Andrzej Sieradzki, Marysia
Stankiewicz, Marysia Wardęga, Hela (?) Zbieg,
Teresa Świda, Grażyna Kalecińska, Hela
Gajewska, Leszek Łabuda, Ryszard Maliszewski
(autor), Janusz Kałuża, Maciek Kulak, niżej
siedzą: Wiesia Stach, Marta Buchalik, Marysia
Kocot, Basia Kramarczuk, Zuzanna Kępka,
wychowawczyni Bronisława Kassykowa,
Marysia Bigaj, Iwona Karcz, Teresa Karcz,
Małgosia Mączka i Urszula Nowak ;
fot. z archiwum autora)
W Szkole podstawowej Nr 3 działał w owych
latach muzyczny Zespół mandolinistów, którego autor był
aktywnym uczestnikiem, a który prowadzony był przez kierownika
Remigiusza Lampkę.
Zespół ten występował bardzo często przed
publicznością olkuską na przeróżnych akademiach
okolicznościowych, oraz na „koncertach” i konkursach poza
Olkuszem.
3. Zespół mandolinistów przy Szkole
Podstawowej Nr 3 (fot. z archiwum autora)
(od lewej stoją: Władek Miska, Andrzej
Sapiński, Teresa Karcz, Zuzanna Kępka, Urszula
Nowak, Ryszard Maliszewski (autor), Ryszard
Miska, Rysiek Cibor, Janusz Kałuża,
niżej: Satek Pacia, Jasiu Ryłek, Zbyszek
Pawlik, Romek Gołąbek, Ania Ślęzak,
siedzą: Andrzej Banyś, Marysia Sikora, Marta
Buchalik, Wiesia Stach, Wiesia Kaleta,
kierownik Remigiusz Lampka, Iwona Karcz,
Marysia Bigaj, Halina Grzesiak i Wiesia Szpik)
Po ukończeniu szkoły podstawowej kontynuował
autor naukę w Liceum Ogólnokształcącym
w Olkuszu (było wówczas tylko jedno), kończąc
edukację egzaminem maturalnym w roku 1965.
W szkole średniej było już zupełnie inaczej, chociaż
Ryszard jako tako dawał sobie radę z nielubianych przedmiotów tzw
„ścisłych” (np. matematyka, fizyka), zaś dobrze lub
„śpiewająco” z lubianych (np. biologia, języki, geografia,
astronomia, historia itp.). Mimo to nie było już tutaj tak
atrakcyjnie, bo aby mieć znakomite wyniki – trzeba się było
przykładać do nauki, a chłopak wolał „pływać, ślizgając się
po powierzchni”, niż uczciwie uczyć. Toteż w dalszych latach
nie ukończył już żadnych wyższych studiów, choć zaczynał
kilka razy.
W liceum miał autor innych już przeważnie, znanych
powszechnie w Olkuszu nauczycieli, jak np.: pani Jadwiga Burakowska
(biologia), pan Józef Januszek (matematyka), pan Włodzimierz Tyboń
(fizyka), pan Witold Konopacki (geografia i astronomia), pani Maria
Zubowa i pan Rudolf Goiser (jęz. niemiecki), pani Cembrzyńska
(historia), pani Srokowa (chemia), pan Sowula (wojsko), pan Bronisław
Grzywacz (prace ręczne i rysunek) i szczególnie lubiane przez
Ryszarda nauczycielki: pani Maria Kozakiewicz – Piekarska (jęz.
polski) i pani Gamratowa (jęz. rosyjski). Zdaję sobie sprawę
oczywiście, że nie wymieniłem tutaj wszystkich nauczycieli, za co
niewymienionych serdecznie przepraszam. Dyrektorami liceum byli
wówczas (w latach 1961-65) pan Wilczyński i pani Gabriela Zubowa
dla której jeszcze w dorosłym życiu żywiłem dużą sympatię i
szacunek.
W liceum lubił autor szczególnie uczestnictwo w kółku
recytatorskim prowadzonym przez „ulubienicę” uczniów panią
Marysię Kozakiewicz. Wiele tzw „montaży słowno-muzycznych i
innych występów w Olkuszu odbyło się wówczas z udziałem
Ryszarda.
4.A. Występ uczniów podczas „studniówki” autora w liceum 1965 r. (źródło j. w.)
(pierwszy z
lewej autor)
4.B. Matura 1965 (z lewej autor, w środku pani mgr Maria Kozakiewicz) (źródło: j.w.)
O zatrudnionych w olkuskiej „Emalierni
osobach, z „przedwojennej i powojennej rodziny Maliszewskich”,
wspominałem już w Rozdziałach wcześniejszych opracowania,
dotyczących postaci dawnej fabryki. Spośród wymienianych tam
osób, dwie zakończyły pracę w fabryce już w czasie II wojny (a
to stryjkowie autora, Marian syn Stefana, który właśnie wtedy
„wziął się za interesy” i Flawiusz syn Stefana, który „ubył”
do partyzantki). Pracowali jeszcze w zakładzie nadal : ich brat,
Władysław Maliszewski syn Stefana (przyszły ojciec autora), jego
teściowa, Józefa z Wystupów Ślęzakowa, i stryj Władysława –
Franciszek Maliszewski syn Ludwika (nadal na Wydziale Narzędziowym,
po wojnie, aż do emerytury). Najwcześniej „wykruszyła się”
babcia Ślęzakowa, która nie doczekawszy emerytury, zmarła nagle w
roku 1947 (rok mojego urodzenia).
Od czasów powojennych pracowała tutaj
natomiast przejściowo siostra matki autora, Alicja ze Ślęzaków
Niewiarowa, którą to pracę w Centrali telefonicznej zakładu
„załatwiał” jej wówczas ojciec autora (jako członek Polskiej
Partii Socjalistycznej, coś tam był w stanie już wtedy załatwić,
„znajomości” liczyły się bowiem zawsze – zarówno przed
wojną, jak i po niej, oraz obecnie). W latach 50-tych, już w
początkach istnienia nowego, socjalistycznego miasta Nowa Huta koło
Krakowa, pragnąc uniezależnić się i ułożyć sobie lepiej życie
– wyjechała wraz z córką do Nowej Huty na stałe i tam podjęła
pracę w biurze Huty im. Lenina, zamieszkawszy na najstarszym
„Osiedlu Krakowiaków”.
Władysław Maliszewski syn Stefana
(ojciec autora), zaczynający pracę w fabryce „przy ustawianiu
maszyn”w roku 1937, pracował tam nadal przez cały okres wojny,
kiedy to używany był przez swego brata Flawiusza działającego
wtedy w partyzantce, jako informator, meldujący dowództwu o
wszystkim, co się wtenczas w fabryce działo. Władysław był
związany z oddziałem Hardego jako „rezerwowy”. Od przedwojny
już należał przecież do PPS (choć przez czas wojny -
nieoficjalnie, jak wszyscy inni członkowie tej partii), a Hardy,
związany z Gwardią Ludową PPS, z której wyłonił się jego
oddział „Surowiec” AK, chciał mieć kontakty z „pewnymi”
ludźmi.
Ojciec mój należał do PPS także i po wojnie. W ogóle
rodzina moja, jak wiele rodzin rzemieślniczego pochodzenia, miała
tradycje socjalistyczne od dawna i autor również do tego się bez
wstydu przyznaje. Za wzór do naśladowania miały przecież samego
Komendanta Piłsudskiego, który w młodości także należał do
PPS-u.
W związku z ubyciem z zakładu całej fachowej,
niemieckiej kadry technicznej i pilną potrzebą szybkiego
zastąpienia jej wykwalifikowaną kadrą złożoną z Polaków, jako
jeden z niewielu, został
oddelegowany mój ojciec do uzupełnienia wykształcenia
w Państwowym Technikum w Bytomiu na kierunku Elektrotechnicznym,
które ukończył, zdobywając zawodowy tytuł Technika ruchu. Od
tego czasu, już od roku 1948, objął w Fabryce Naczyń Emaliowanych
stanowisko Kierownika Wydziału Elektrycznego i nauczyciela w
Przyzakładowej Szkole Zawodowej. Pracował na tym stanowisku przez
całe lata 50-te, jednak po wymuszonym zjednoczeniu PPS-u z PPR-em
(rok 1948), na początku lat 50-tych XX wieku oddał legitymację
partii, bo „nie cierpiał tej drugiej od zawsze”.
Jednak z okazji Święta Pracy 1 Maja stawiali się na
pochodzie zawsze prawie wszyscy z kadry zakładu. Trochę może i z
„konieczności”, jednak i trochę „z przekonania”, bo wielu
spośród nich właśnie socjalistycznym ideom hołdowała, a Święto
Pracy właśnie socjaliści przecież niegdyś wymyślili. Ja „w
młodzieżowych czasach” i w dorosłym życiu na pochody
pierwszomajowe chodziłem raczej rzadko, ale gdy jeszcze później
własne dzieci mnie o to prosiły (było wszak kolorowo i wesoło, co
dzieci lubiły) – to częściej. Podobnie, jeszcze później
chadzałem z nimi na „imprezy solidarnościowe”, ale gdy się do
tego niby-związku już zraziłem, chodzić przestałem.
5. Pochód pierwszomajowy w Olkuszu w 1957 r. (?)
(widoczni na zdjęciu: u dołu od lewej:
nauczyciel Piotr Kołacz, dyrygent „Hejnału”,
za nim Romuald Misiowiec, dalej Stanisław
Osuch, obok sztandaru Leopold Florek, dalej
u dołu: Edward Kulak i Władysław
Maliszewski, dalej nieco do tyłu po skosie Feliks
Ślęzak, z prawej w środku Tadeusz Gumółka,
za „mężczyzną z wąsami” obok Władysława
Maliszewskiego - Jerzy Kubiczek ; źródło
j. w.)
Po roku 1956 (odwilż polityczna w Polsce), uzyskał
ojciec autora pozycję zastępcy Głównego Energetyka zakładu.
Około 1965 roku, w związku z podniesieniem wymogów wykształcenia
w odniesieniu do stanowisk kierowniczych, zgodnie z którymi to
wytycznymi - stanowiska tego typu mogły być obejmowane już tylko
przez osoby z wyższym wykształceniem, Władysław Maliszewski
został oddelegowany do Działu Inwestycji, na stanowisko Inspektora
nadzoru elektrycznego.
Po przeminięciu lat intensywnej, „po
pożarowej” rozbudowy zakładu, a przed rozpoczęciem nowego
„boomu” rozwojowego lat 70-tych, gdy w zakładzie panował
przejściowo względny spokój, na dłuższe lata objął stanowisko
Mistrza Oddziału Elektrycznego. Będąc niestety w latach po 1975
roku, słabego już zdrowia i przewidując odejście na rentę
zdrowotną, a chcąc sobie przed tym poprawić zarobki, - przeszedł
Władysław Maliszewski około roku 1976 na etat „fizyczny”
(płaca w systemie „godzinowym”), przyjmując posadę Naczelnego
brygadzisty elektryków, obsługujących Rozdzielnie elektryczne w
zakładzie. Nie doczekawszy jednak oczekiwanej renty, po ukończeniu
40 lat pracy w Fabryce Naczyń Emaliowanych, zmarł mój ojciec w
roku 1978. Na cmentarzu olkuskim odprowadzały go spore tłumy
kolegów i współpracowników, którzy od wielu lat, niezmiernie go
lubili i poważali.
Bardzo krótko, bo jedynie około 2 lat,
przepracowała w fabryce matka autora kroniki, Lucyna
ze Ślęzaków Maliszewska, która od roku 1965, gdy to
u Maliszewskich, uczyło się w szko-
łach ponad maturalnych dwoje naraz dzieci, zmuszona
była podjąć pracę zarobkową, aby finansowo wspomóc rodzinę.
W fabryce sporo lat przepracował także szwagier
Ryszarda, Jerzy Lisowski, który zatrudniony był tutaj w Radiowęźle
zakładowym, podległym także pod Dział Głównego Energetyka.
Natomiast autor niniejszego opracowania przepracował
w Fabryce Naczyń Emaliowanych 30 lat, na różnych zresztą
etatach, przeszedłszy różne stopnie pracy zawodowej, o czym wyżej
było już wspominane. Rozpoczął pracę w 1968 roku, jako
pracownik „fizyczny” na Wydziale Kuchenek Gazowych, jako tzw
„regulator płomienia”, gdy już było wiadome, że dalszych
dziennych studiów Ryszard raczej nie będzie kontynuować (a czego
przyczyną było zapewne „wrodzone lenistwo” chłopaka).
Ponieważ była to tylko wstępna przymiarka do przejścia na inny
etat w fabryce, po dwu miesiącach podjął się on załatwiania
reklamacji kuchenek, czyli dokonywania napraw gwarancyjnych w domach
klientów w całej Polsce, co łączyło się z bardzo częstymi,
kilkudniowymi nawet wyjazdami poza Olkusz. Młodemu kawalerowi taki
tryb życia nawet odpowiadał, choć na dłuższą metę trochę był
męczący. W międzyczasie jednak, już w marcu 1969 roku, udało się
dla chłopaka „załatwić” etat umysłowy (a raczej tzw w
czasach socjalistycznych etat „U-F”, umysłowo-fizyczny, tzn że
pracowało się w biurze, a „zarabiało się” na wydziale
produkcyjnym), w wyniku czego Ryszard rozpoczął pracę w biurze
Działu Inwestycji. Czasowo pracował wówczas w Sekcji Planowania
Inwestycyjnego, mając za kierownika – kolegę swego ojca, Romualda
Misiowca. Stamtąd w jesieni odszedł do wojska (patrz wyżej).
Po odbyciu zasadniczej służby wojskowej,
powrócił autor do Olkusza i do pracy w fabryce,
ponieważ jednak nie było tu już wtedy wolnego etatu
w Dziale Inwestycji, przyjął pracę w Dziale
Zaopatrzenia zakładu, na stanowisku Ekonomista
zaopatrzenia. Tutaj przepracował około trzech lat,
zdobywając praktykę w wyjazdach na delegacje (w
tamtych czasach wcale niełatwo było załatwiać
w terenie przeróżne, potrzebne fabryce do produkcji i
obsługi ruchu materiały), oraz prowadząc
zaopatrzenie w artykuły metalowe (śruby, łożyska
toczne i tp), w obrębie Sekcji Artykułów Meta-
lowych, prowadzonej przez Stanisława Bobylę).
Przejściowo pracował autor również w Sekcji Kooperacji,
prowadzonej przez swego dalekiego krewniaka (po Halkiewiczach) –
Grzegorza Nogę. Tutaj także zaliczył autor wiele delegacji,
uganiając się po Polsce za częściami, produkowanymi przez
kooperantów, a używanymi przez „Emaliernię” do produkcji
pralek wirnikowych i innych produktów (wyżymaczki do pralek, nity
aluminiowe, elementy plastikowe, wyroby gumowe i wiele, wiele
innych).
W końcu jednak, „kaperowany” przez dawnych
znajomych z Działu Inwestycji, przede wszystkim
przez Emila Banysia „z byłego Starego placu
fabrycznego”, prowadzącego wtedy Sekcję Zaopa-
trzenia Inwestycyjnego, - przeniósł się Ryszard pod
jego kierownictwo, prowadząc rozliczenia
księgowo-magazynowe Zaopatrzenia Inwestycji i
przekazywanie inwestycyjnych zakupów do eksploatacji (patrz wyżej).
Stamtąd, po oddaniu do eksploatacji Hali Wanien i Stacji
„Ruthner” - przeniósł się autor do pracy w Regeneracji na
resztę lat, aż do roku 1998, czyli przejścia na zasiłek
przedemerytalny w ramach „zwolnień grupowych”, w niesławnych
latach początku upadłości fabryki za rządów ekipy
solidarnościowej. Autor popierał nawet ruch tzw „pierwszej
Solidarności” i był czasowo jego sympatykiem, i działaczem, lecz
gdy w schyłkowych latach osiemdziesiątych XX wieku uzmysłowił
sobie „do czego to wszystko zmierza” - legitymację tego nowego
niby-związku porzucił, bo dostrzegł, że ta „nowa Solidarność”
przestała zajmować się klasyczną działalnością związkową, za
to bardzo łatwo „weszła w buty dawnej PZPR", poczynając sobie
według „jedynej dla nich zasady - TKM”.
Przez całe swoje dziecięce i dorosłe
życie, zamieszkiwał autor w służbowych mieszkaniach
fabrycznych, jako że począwszy od pokolenia jego ojca,
rodzina wyzbyła się zupełnie resztek oso-
bistego majątku dziedzicznego, częściowo poprzez
proces „wywłaszczania”, dokonanego przez władze. Dzisiaj, na
byłej własności rodziny przebiega północna olkuska trasa
szybkiego ruchu i stoją niektóre bloki przy ul. Skalskiej, oraz
nowa Hala sportowo widowiskowa. Tak więc, nie istniał już
na początku lat 60-tych XX wieku na terenie Olkusza żaden dom, ani też
domu takiego choćby część, które by najbliższa rodzina Ryszarda
mogła uważać za swoją własność.
W socjalistycznej zatem Polsce, rodzina
Władysława Maliszewskiego związała swoje losy tylko z zakładem
pracy, który jej „dawał chleb”. O tychże kolejnych
mieszkaniach, wspominano już wyżej, przy omawianiu dziejów i
rozwoju fabryki. Kolejno były to mieszkania „fabryczne”: na
Starym „po westenowskim” placu fabrycznym, w nowym Bloku
mieszkalnym dla kadry zakładu przy ul. Partyzantów 8,w fabrycznym
również bloku przy nowej Al. Tysiąclecia, oraz przejściowo w
bloku przy dawnej ul. Nowotki (obecnie Legionów polskich). Po kilku
latach powrócił autor na Al. Tysiąclecia, wszakże już do innego
bloku fabrycznego.
Zamieszkując jednak w tychże nowych blokach, nie
żył już Ryszard obok sąsiadów, znanych mu
od wielu lat, lecz wśród ludzi w większości sobie
obcych, których co prawda zdążył także szybko
poznać, ale poza pewnymi wyjątkami, nie poczuwał się
nigdy do ściślejszych z nimi związków.
(prawdziwie „oswojone” jest bowiem w człowieku to,
co jest mu bliskie od dzieciństwa).
Teoretycznie (i praktycznie, gdyby tylko zdrowie na
to pozwoliło, bo praca na Regeneracji była
w końcu mocno szkodliwa, a autor niniejszego
opracowania przepracował w niej sporo lat dłużej, niż wymagane
ustawą 15 lat [aż 22 lata]), - mógłby autor pracować tutaj do
emerytury.
Niestety, na przeszkodzie temu stanęła, owa
sławetna, a wymuszona przecież przez samych praco-
wników fabryki, śladem ogólnokrajowych przemian
społeczno-politycznych lat 80-tych XX wieku,
„transformacja własnościowa” zakładu, w wyniku
której, państwowa fabryka rozpoczęła proces
swojej prywatyzacji. Na tychże skomplikowanych
zagadnieniach natury ekonomiczno-politycznej
autor nigdy nie miał ambicji znać się dostatecznie,
więc się o nich wypowiadać nie będzie.
Dość przypomnieć, że w ramach tejże
„złodziejskiej” prywatyzacji, rozpoczął się wieloletni okres
zwolnień grupowych w fabryce, sama fabryka rozpadła
się na szereg spółek i spółeczek, które ban-krutować
zaczynały, gdy tylko ośmieliły się powstać, a pracownicy stali
się, nie gospodarzami we
„własnym zakładzie socjalistycznym”, lecz
niewolnikami, bez praw i zdobyczy socjalnych, dawno
już temu i z trudem wywalczanych, od lat 20-tych, do
70-tych XX wieku. Dzisiaj, dosłownie „przed chwilą”, bo w
lipcu 2014 roku ogłoszono upadłość spółki, produkującej
naczynia emaliowane i przeprowadzane są ostatnie zwolnienia grupowe.
Pracowało w tej spółce zaledwie 200-300 pracowników. W czasach
prosperity zakładu zatrudniał on prawie 6 tysięcy osób (!!!) w
latach 70-tych XX wieku. Czy trzeba jeszcze tu coś dodawać ???
Pozostała jeszcze, nie wiadomo na jak długo – spółka,
produkująca wanny i brodziki emaliowane na „nowej” Hali wanien,
stojącej do dziś w miejscu byłego Tartaku.
I wskutek tegoż właśnie procesu, którego
rozwój, w 1998 roku skłonił autora do odejścia na tzw
„zasiłek przedemerytalny” w ramach zwolnień
grupowych (bo potem spodziewano się jeszcze gor-
szych warunków odejścia, co się wkrótce sprawdziło)
– zakończyła się dla Ryszarda Maliszewskiego życiowa przygoda,
tytułowego, a na miarę umiejętności, opisanego tutaj przez
niego - „życia w cieniu fabryki”, bo choć on sam nadal tu niby
mieszkał, jego związki „bytowe” z samą fabryką ustały.
Fot. symboliczna. Młodszy syn autora na tle nowej Hali Pr-1 w 1987 r. (Podobnie, jak kiedyś mały Ryszard (przyszły autor kroniki) bawił się „w cieniu fabryki" na Starym placu fabrycznym, po latach, przy Al.1000-lecia, bawiły się jego dzieci ; w tle – nowa Hala Pr-1 (fot. autora)
Wspominałem już wcześniej, że życie mieszkańców
„kolonii fabrycznych”, szczególnie w latach 50-tych i nawet
60-tych XX wieku toczyło się raczej spokojnie i leniwie, niemalże
nudnie, i daleko mu było do dynamicznej, pełnej pośpiechu
„życiowej gonitwy” lat następnych, lat 70-tych, i dalej, aż do
dnia dzisiejszego.
Jednak już w owych „zamierzchłych, nudnych” dla
teraźniejszej młodzieży czasach ludzie radzili sobie, jak tylko
potrafili, aby owo nudne życie jakoś urozmaicić. W poprzednich
rozdziałach niniejszego opracowania wymieniałem i opisywałem takie
np. zainteresowania mieszkańców, jak: czytelnictwo, kino, teatr
amatorski i szeroko pojęta „motoryzacja”, która często w owych
czasach połączona była z amatorskim sportem wyczynowym. W Olkuszu,
równie namiętnie uprawiano wtenczas inną dyscyplinę sportu –
piłkę nożną. Do dzisiaj pamiętani są tutaj przez starszych
ludzi tacy np. „mistrzowie piłki nożnej” jak Edward Frączek z
Nowego placu fabrycznego (legendarny bramkarz olkuski – zawodowo
Szef Produkcji zakładu) i Emil Banyś ze Starego placu (równie
legendarny strzelec – zawodowo Kierownik Działu Inwestycji).
Emil Banyś ; źródło: Paweł Barczyk strona intern. Olkusz w fotografii OF)
Mój ojciec brał co prawda wówczas także udział w
„owym szaleństwie”, ale raczej tylko jako „rezerwowy” i
działacz sportowy. Ja nie interesowałem się piłką nożną nigdy,
co najwyżej uprawiałem zwykłą „kopaninę piłki” z kolegami
na Placu.
7. Drużyna piłkarska j. w. (Władysław Maliszewski pierwszy z prawej ; obok Jerzy
Bardzo popularna była również w
latach 50-tych i 60-tych działalność w spółdzielczości.
Socjalistyczne władze PRL-u z upodobaniem ją popierały, bo bardzo
ona „pasowała do nowej, socjalistycznej rzeczywistości”. Mój
ojciec był aktywnym członkiem PSS „Społem” w Olkuszu, przez
wiele lat udzielającym się w Radzie Nadzorczej spółdzielni. Z
ramienia rady brał udział np. w wielu kontrolach sklepów „pe es
esowskich”, co uwidaczniam na następnej zamieszczonej tu
fotografii.
(z lewej Władysław Maliszewski, z prawej Józef Kaszuba)
Równie aktywnie działało wielu „olkuszan z Placów
fabrycznych” w olkuskim zespole śpiewaczym „Hejnał”, oraz
Polskim Związku Wędkarskim, których to organizacji aktywnym
uczestnikiem był ojciec autora. Do koła wędkarskiego należał
przez długie lata, będąc tu również działaczem związku. W
ramach tej działalności brał uczestnictwo w akcji zarybiania
akwenów do fabryki należących (np. w Laskach koło Bolesławia),
oraz bardzo często w młodości czynił swoim francuskim motocyklem
„z demobilu” DEM wypady nad przeróżne zbiorniki wodne w okolicy
Olkusza, i dalej, nawet na Mazury (o czym dalej). Na niektóre z
tych „połowów” zabierał czasem syna. Po wielu latach autor
realizował takie wypady z własnymi już synami.
9. Występ zespołu śpiewaczego „Hejnał”
w Jaroszowcu w roku 1949
(Władysław Maliszewski pierwszy z lewej,
nieco „ucięty”, trzeci od prawej
Władysław Królikowski, piąty
Stanisław Osuch, niżej, czwarty od lewej
Edward Kulak ; źródło: fot. j. w.)
10. Przyjęcie „hejnalistów” urządzone w domu państwa Kubiczków lata 50-te
(Władysław Maliszewski siedzi w środku,
w lewo obok żona i córka Jerzego Kubiczka,
i Edward Kulak, Jerzy Kubiczek pierwszy
z lewej u góry, pierwszy z prawej Romuald
Misiowiec ; źródło j. w.)
11. Działacze PZWędk. na kontroli zalewu
w Laskach koło Bolesławia lata 50-te (?)
(Władysław
Maliszewski pierwszy z prawej ; źródło: j. w. oraz Emilia
Kotnis-Górka i
Piotr
Nogieć Przegląd Olkuski „Poznaj z nami dawny Olkusz”) )
Dwukrotnie wspominałem już w niniejszym opracowaniu o
piknikach, urządzanych z upodobaniem przez mieszkańców „kolonii
fabrycznych nad rzeczkami - Witeradówką i Babą. Była to ulubiona
dawniej forma wypoczynku niedzielnego (nie było wszak jeszcze
wolnych sobót). Czasem organizowano takowe również i dalej, poza
miastem, załatwiając sobie najczęściej dowóz wynajętym
samochodem ciężarowym, zaopatrzonym „na pace” w proste deski do
siedzenia. Regionalną specjalnością ludności okolic Olkusza było
zawsze tzw „pieczenie ziemniaków” - prekursor dzisiejszych
grillów. Nie ma potrzeby wyjaśnia miejscowym czytelnikom co to
była za impreza, bo aż do chwili obecnej wszyscy „olkuscy”
takie pamiętają i czasem jeszcze urządzają.
Dość wspomnieć, że te „zakrapiane” najczęściej
imprezy odbywały się zazwyczaj w soboty po południu, tak, aby
dorośli ich uczestnicy mogli w niedzielę „odespać”, albo i w
niedzielę nawet, tyle że przed południem.
Członkowie chóru „Hejnał”, ale i także inne
grupy ludności, urządzali takowe najczęściej na tzw Podpolisie,
nad rzeczką Sztołą koło Bukowna. Zabierano ze sobą dzieci,
wszelkie akcesoria i produkty do sporządzenia potrawy, butelczyny z
„pocieszycielką strapionych”, i... hajda w las, nad rzekę!.
Autor bardzo miło wspomina takie imprezy, pamiętane przez niego
zarówno z dzieciństwa, jak i z dorosłego życia, gdy często
współpracownicy różnych wydziałów fabryki – takie sobie
urządzali. Czasem zabierano ze sobą ułożone już w garze,
pokrojone ziemniaki z dodatkami. Garnek przykrywano wyciętą darnią,
albo pokrywką, obciążając to dla stworzenia w nim ciśnienia
kamieniem. Gdy potrawa zaczynała smakowicie pachnieć,
przystępowano do jej konsumpcji, do degustacji zawartości butelek,
do śpiewów chóralnych i skakania przez ognisko, do letniej kąpieli
wreszcie w krystalicznie czystej rzeczce. Wszystko to miało swój
niepowtarzalny urok, dzisiaj już przeważnie tylko wspominany.
Można by jeszcze tutaj wspomnieć o
innych odwiedzanych w okolicy Olkusza przez mieszkańców miasta i
placów fabrycznych, atrakcyjnych pod względem wypoczynkowym
miejscach, ale omówienie takowych odłożę do któregoś z
następnych odcinków mojego cyklu pamiętnikarskiego.
12. 13. 14. Pieczenie ziemniaków (piknik na
Podpolisie) 1950 rok
(12.
od lewej: Zygmunt Zawisz, Jędrek Dziąbek, nn, Stanikówna, Małgosia
Dziąbek,
Ryszard
Maliszewski, Kaszubówna, Małgosia Zawisz, Ela i Ewa Maliszewskie,
oraz
Małgosia
Misiowiec ; źródło: j.w.)
*****
W cieniu fabryki – Przypisy i
Bibliografia (podana w artykule pierwszym) oraz:
-
"Przegląd
Olkuski" Emilia Kotnis-Górka i Piotr Nogieć
"Poznaj z nami dawny Olkusz"
*****
(Uwaga:
Wolno kopiować
i cytować
jedynie
pod warunkiem
podania
źródła i autora artykułów
!)