czwartek, 31 lipca 2014






W cieniu fabryki


5. Czas nauki, czas pracy i czas odpoczynku       Autor: Ryszard Maliszewski



Edukacja autora niniejszego opracowania nigdy nie była dla niego celem „samym w sobie”, ani też nie wiązała się dla niego z jakąkolwiek postacią „chęci zrobienia wielkiej kariery”, bo chłopak od dzieciństwa, choć był bardzo zdolny i inteligentny, „grzeszył” równocześnie przez całe swoje życie takimi przywarami, jak: wrodzone lenistwo („urodził się wszak w niedzielę”), nonszalancja w podejściu do tzw „uznawanych przez większość wartości”, samowola, niechęć do podporządkowywania się „uznawanym autorytetom”. Autorytety wybierał sobie Ryszard sam, już jako dziecko.


Do przedszkola nie uczęszczał nigdy, co zaowocowało zapewne równie luźnym podejściem do tzw „dyscypliny”. Zgodnie z urzędowymi przepisami, rozpoczął więc Ryszard naukę w szkole podstawowej. Jako dziecko umiejące już w wieku 4 lat czytać, miał przyszły autor zostać „zainstalowany” w szkole w wieku lat sześciu (wg zamysłu jego mamy), lecz ówczesny kierownik Szkoły Podstawowej Nr 1 (której podlegała Szkoła na Starym placu fabrycznym), pan Remigiusz Lampka, wytłumaczył mamie, aby „nie zabierała dziecku dzieciństwa”, chłopiec był bowiem raczej „mikrych rozmiarów”. Tak więc Ryszard rozpoczął naukę w tejże placowej szkole „w klasycznym wieku” lat siedmiu, po czym przez przynajmniej kilka lat serdecznie się w niej nudził, bo wszystko znał już z wyprzedzeniem. Podczas gdy inni uczniowie nawet i w trzeciej klasie potwornie jeszcze „dukali” przy czytaniu, Ryszard czytywał już gazety i książki „dla dorosłych”, oraz „dla rozrywki”
pisywał dla słabszych uczniów wypracowania.

W późniejszych latach szkolnych różnice te nie były już może aż tak wyraźne, ale chłopaka nigdy nie opuściło wrodzone lenistwo i niechęć do systematycznej nauki. Chłonął to, co lubił i co go interesowało, zaniedbywał to, do czego odczuwał niechęć (np. matematykę). Ot... urodzony „humanista”.
Gdy przy zalążku Al. Tysiąclecia w roku 1957 postawiono nową Szkołę Podstawową Nr 3, 
kontynuował autor naukę od roku szkolnego 1958/9 właśnie tutaj. Jej nowym kierownikiem został znany mu już pan Remigiusz Lampka, zaś wychowawczynią, również znana pani Bronisława Kassykowa. Ryszard lubił też mocno, bardzo przyjazną dla uczniów, zamieszkałą „po sąsiedzku szkoły” w domku fabrycznym panią Habinkową , oraz panią Danutę Gądek, późniejszą Curyłową, panią Gamratową „od języka rosyjskiego”, pana Gamrata (historia) i pana Narajowskiego.




1. Szkoła Podstawowa Nr 3 w późniejszych latach 60-tych XX w. (źródło: Piotr Nogieć ;
     Olkusz na starej fotografii I [OSF]- patrz Bibliografia ; w tle widoczne Przedszkole fabryczne)
Tutaj uczęszczał jeszcze przez rok wśród „starego składu koleżeństwa”, jednak od klasy szóstej, wspólnie z kolegą Ryśkiem Ciborem, przeniósł się „dla rozrywki” „spod opiekuńczych skrzydeł” pana Narajowskiego, do równoległej klasy B. Niestety z tej klasy Ryszard nie posiada już pamiątkowej fotografii, dlatego wspomni tutaj tylko szczególnie lubianych przez niego kolegów:Jasia Kmiecika, Stasia Wardęgę i Marianka Wielguta.



2. Klasa V „A” w roku szkolnym 1958/9 w Szk. Podst. Nr 3 (fot. z archiwum autora)
(od lewej stoją uczniowie: Kazik Dziadkiewicz, Zbyszek Pawlik, Rysiek Miska, Władek
Miska, Andrzej Banyś, Stasiu Karolczyk, Rysiek Cibor, Saturnin Pacia, Romek Gołąbek,
Jasiu Ryłek, Zbyszek Fijał, Andrzej Jochymek, Janusz Żołobko, niżej: Wojtek Goc, Janusz   
Kapelańczyk, Andrzej Sieradzki, Marysia Stankiewicz, Marysia Wardęga, Hela (?) Zbieg,
Teresa Świda, Grażyna Kalecińska, Hela Gajewska, Leszek Łabuda, Ryszard Maliszewski
(autor), Janusz Kałuża, Maciek Kulak, niżej siedzą: Wiesia Stach, Marta Buchalik, Marysia
Kocot, Basia Kramarczuk, Zuzanna Kępka, wychowawczyni Bronisława Kassykowa,
Marysia Bigaj, Iwona Karcz, Teresa Karcz, Małgosia Mączka i Urszula Nowak ;
fot. z archiwum autora)

W Szkole podstawowej Nr 3 działał w owych latach muzyczny Zespół mandolinistów, którego autor był aktywnym uczestnikiem, a który prowadzony był przez kierownika Remigiusza Lampkę.

Zespół ten występował bardzo często przed publicznością olkuską na przeróżnych akademiach okolicznościowych, oraz na „koncertach” i konkursach poza Olkuszem.




3. Zespół mandolinistów przy Szkole Podstawowej Nr 3 (fot. z archiwum autora)

(od lewej stoją: Władek Miska, Andrzej Sapiński, Teresa Karcz, Zuzanna Kępka, Urszula
Nowak, Ryszard Maliszewski (autor), Ryszard Miska, Rysiek Cibor, Janusz Kałuża,
niżej: Satek Pacia, Jasiu Ryłek, Zbyszek Pawlik, Romek Gołąbek, Ania Ślęzak,
siedzą: Andrzej Banyś, Marysia Sikora, Marta Buchalik, Wiesia Stach, Wiesia Kaleta,
kierownik Remigiusz Lampka, Iwona Karcz, Marysia Bigaj, Halina Grzesiak i Wiesia Szpik)


Po ukończeniu szkoły podstawowej kontynuował autor naukę w Liceum Ogólnokształcącym
w Olkuszu (było wówczas tylko jedno), kończąc edukację egzaminem maturalnym w roku 1965.

W szkole średniej było już zupełnie inaczej, chociaż Ryszard jako tako dawał sobie radę z nielubianych przedmiotów tzw „ścisłych” (np. matematyka, fizyka), zaś dobrze lub „śpiewająco” z lubianych (np. biologia, języki, geografia, astronomia, historia itp.). Mimo to nie było już tutaj tak atrakcyjnie, bo aby mieć znakomite wyniki – trzeba się było przykładać do nauki, a chłopak wolał „pływać, ślizgając się po powierzchni”, niż uczciwie uczyć. Toteż w dalszych latach nie ukończył już żadnych wyższych studiów, choć zaczynał kilka razy.


W liceum miał autor innych już przeważnie, znanych powszechnie w Olkuszu nauczycieli, jak np.: pani Jadwiga Burakowska (biologia), pan Józef Januszek (matematyka), pan Włodzimierz Tyboń (fizyka), pan Witold Konopacki (geografia i astronomia), pani Maria Zubowa i pan Rudolf Goiser (jęz. niemiecki), pani Cembrzyńska (historia), pani Srokowa (chemia), pan Sowula (wojsko), pan Bronisław Grzywacz (prace ręczne i rysunek) i szczególnie lubiane przez Ryszarda nauczycielki: pani Maria Kozakiewicz – Piekarska (jęz. polski) i pani Gamratowa (jęz. rosyjski). Zdaję sobie sprawę oczywiście, że nie wymieniłem tutaj wszystkich nauczycieli, za co niewymienionych serdecznie przepraszam. Dyrektorami liceum byli wówczas (w latach 1961-65) pan Wilczyński i pani Gabriela Zubowa dla której jeszcze w dorosłym życiu żywiłem dużą sympatię i szacunek.

W liceum lubił autor szczególnie uczestnictwo w kółku recytatorskim prowadzonym przez „ulubienicę” uczniów panią Marysię Kozakiewicz. Wiele tzw „montaży słowno-muzycznych i innych występów w Olkuszu odbyło się wówczas z udziałem Ryszarda.



4.A. Występ uczniów podczas „studniówki” autora w liceum 1965 r. (źródło j. w.)   
    (pierwszy z lewej autor)



     4.B. Matura 1965 (z lewej autor, w środku pani mgr Maria Kozakiewicz) (źródło: j.w.)




O zatrudnionych w olkuskiej „Emalierni osobach, z „przedwojennej i powojennej rodziny Maliszewskich”, wspominałem już w Rozdziałach wcześniejszych opracowania, dotyczących postaci dawnej fabryki. Spośród wymienianych tam osób, dwie zakończyły pracę w fabryce już w czasie II wojny (a to stryjkowie autora, Marian syn Stefana, który właśnie wtedy „wziął się za interesy” i Flawiusz syn Stefana, który „ubył” do partyzantki). Pracowali jeszcze w zakładzie nadal : ich brat, Władysław Maliszewski syn Stefana (przyszły ojciec autora), jego teściowa, Józefa z Wystupów Ślęzakowa, i stryj Władysława – Franciszek Maliszewski syn Ludwika (nadal na Wydziale Narzędziowym, po wojnie, aż do emerytury). Najwcześniej „wykruszyła się” babcia Ślęzakowa, która nie doczekawszy emerytury, zmarła nagle w roku 1947 (rok mojego urodzenia).
Od czasów powojennych pracowała tutaj natomiast przejściowo siostra matki autora, Alicja ze Ślęzaków Niewiarowa, którą to pracę w Centrali telefonicznej zakładu „załatwiał” jej wówczas ojciec autora (jako członek Polskiej Partii Socjalistycznej, coś tam był w stanie już wtedy załatwić, „znajomości” liczyły się bowiem zawsze – zarówno przed wojną, jak i po niej, oraz obecnie). W latach 50-tych, już w początkach istnienia nowego, socjalistycznego miasta Nowa Huta koło Krakowa, pragnąc uniezależnić się i ułożyć sobie lepiej życie – wyjechała wraz z córką do Nowej Huty na stałe i tam podjęła pracę w biurze Huty im. Lenina, zamieszkawszy na najstarszym „Osiedlu Krakowiaków”.
Władysław Maliszewski syn Stefana (ojciec autora), zaczynający pracę w fabryce „przy ustawianiu maszyn”w roku 1937, pracował tam nadal przez cały okres wojny, kiedy to używany był przez swego brata Flawiusza działającego wtedy w partyzantce, jako informator, meldujący dowództwu o wszystkim, co się wtenczas w fabryce działo. Władysław był związany z oddziałem Hardego jako „rezerwowy”. Od przedwojny już należał przecież do PPS (choć przez czas wojny - nieoficjalnie, jak wszyscy inni członkowie tej partii), a Hardy, związany z Gwardią Ludową PPS, z której wyłonił się jego oddział „Surowiec” AK, chciał mieć kontakty z „pewnymi” ludźmi.

Ojciec mój należał do PPS także i po wojnie. W ogóle rodzina moja, jak wiele rodzin rzemieślniczego pochodzenia, miała tradycje socjalistyczne od dawna i autor również do tego się bez wstydu przyznaje. Za wzór do naśladowania miały przecież samego Komendanta Piłsudskiego, który w młodości także należał do PPS-u.
W związku z ubyciem z zakładu całej fachowej, niemieckiej kadry technicznej i pilną potrzebą szybkiego zastąpienia jej wykwalifikowaną kadrą złożoną z Polaków, jako jeden z niewielu, został 
oddelegowany mój ojciec do uzupełnienia wykształcenia w Państwowym Technikum w Bytomiu na kierunku Elektrotechnicznym, które ukończył, zdobywając zawodowy tytuł Technika ruchu. Od tego czasu, już od roku 1948, objął w Fabryce Naczyń Emaliowanych stanowisko Kierownika Wydziału Elektrycznego i nauczyciela w Przyzakładowej Szkole Zawodowej. Pracował na tym stanowisku przez całe lata 50-te, jednak po wymuszonym zjednoczeniu PPS-u z PPR-em (rok 1948), na początku lat 50-tych XX wieku oddał legitymację partii, bo „nie cierpiał tej drugiej od zawsze”.

Jednak z okazji Święta Pracy 1 Maja stawiali się na pochodzie zawsze prawie wszyscy z kadry zakładu. Trochę może i z „konieczności”, jednak i trochę „z przekonania”, bo wielu spośród nich właśnie socjalistycznym ideom hołdowała, a Święto Pracy właśnie socjaliści przecież niegdyś wymyślili. Ja „w młodzieżowych czasach” i w dorosłym życiu na pochody pierwszomajowe chodziłem raczej rzadko, ale gdy jeszcze później własne dzieci mnie o to prosiły (było wszak kolorowo i wesoło, co dzieci lubiły) – to częściej. Podobnie, jeszcze później chadzałem z nimi na „imprezy solidarnościowe”, ale gdy się do tego niby-związku już zraziłem, chodzić przestałem.




5. Pochód pierwszomajowy w Olkuszu w 1957 r. (?) 
(widoczni na zdjęciu: u dołu od lewej: nauczyciel Piotr Kołacz, dyrygent „Hejnału”,
za nim Romuald Misiowiec, dalej Stanisław Osuch, obok sztandaru Leopold Florek, dalej
u dołu: Edward Kulak i Władysław Maliszewski, dalej nieco do tyłu po skosie Feliks 
Ślęzak, z prawej w środku Tadeusz Gumółka, za „mężczyzną z wąsami” obok Władysława 
Maliszewskiego - Jerzy Kubiczek ; źródło j. w.)


Po roku 1956 (odwilż polityczna w Polsce), uzyskał ojciec autora pozycję zastępcy Głównego Energetyka zakładu. Około 1965 roku, w związku z podniesieniem wymogów wykształcenia w odniesieniu do stanowisk kierowniczych, zgodnie z którymi to wytycznymi - stanowiska tego typu mogły być obejmowane już tylko przez osoby z wyższym wykształceniem, Władysław Maliszewski został oddelegowany do Działu Inwestycji, na stanowisko Inspektora nadzoru elektrycznego.
Po przeminięciu lat intensywnej, „po pożarowej” rozbudowy zakładu, a przed rozpoczęciem nowego „boomu” rozwojowego lat 70-tych, gdy w zakładzie panował przejściowo względny spokój, na dłuższe lata objął stanowisko Mistrza Oddziału Elektrycznego. Będąc niestety w latach po 1975 roku, słabego już zdrowia i przewidując odejście na rentę zdrowotną, a chcąc sobie przed tym poprawić zarobki, - przeszedł Władysław Maliszewski około roku 1976 na etat „fizyczny” (płaca w systemie „godzinowym”), przyjmując posadę Naczelnego brygadzisty elektryków, obsługujących Rozdzielnie elektryczne w zakładzie. Nie doczekawszy jednak oczekiwanej renty, po ukończeniu 40 lat pracy w Fabryce Naczyń Emaliowanych, zmarł mój ojciec w roku 1978. Na cmentarzu olkuskim odprowadzały go spore tłumy kolegów i współpracowników, którzy od wielu lat, niezmiernie go lubili i poważali.  
Bardzo krótko, bo jedynie około 2 lat, przepracowała w fabryce matka autora kroniki, Lucyna
ze Ślęzaków Maliszewska, która od roku 1965, gdy to u Maliszewskich, uczyło się w szko-
łach ponad maturalnych dwoje naraz dzieci, zmuszona była podjąć pracę zarobkową, aby finansowo wspomóc rodzinę.

W fabryce sporo lat przepracował także szwagier Ryszarda, Jerzy Lisowski, który zatrudniony był tutaj w Radiowęźle zakładowym, podległym także pod Dział Głównego Energetyka.


Natomiast autor niniejszego opracowania przepracował w Fabryce Naczyń Emaliowanych 30 lat, na różnych zresztą etatach, przeszedłszy różne stopnie pracy zawodowej, o czym wyżej było już wspominane. Rozpoczął pracę w 1968 roku, jako pracownik „fizyczny” na Wydziale Kuchenek Gazowych, jako tzw „regulator płomienia”, gdy już było wiadome, że dalszych dziennych studiów Ryszard raczej nie będzie kontynuować (a czego przyczyną było zapewne „wrodzone lenistwo” chłopaka). Ponieważ była to tylko wstępna przymiarka do przejścia na inny etat w fabryce, po dwu miesiącach podjął się on załatwiania reklamacji kuchenek, czyli dokonywania napraw gwarancyjnych w domach klientów w całej Polsce, co łączyło się z bardzo częstymi, kilkudniowymi nawet wyjazdami poza Olkusz. Młodemu kawalerowi taki tryb życia nawet odpowiadał, choć na dłuższą metę trochę był męczący. W międzyczasie jednak, już w marcu 1969 roku, udało się dla chłopaka „załatwić” etat umysłowy (a raczej tzw w czasach socjalistycznych etat „U-F”, umysłowo-fizyczny, tzn że pracowało się w biurze, a „zarabiało się” na wydziale produkcyjnym), w wyniku czego Ryszard rozpoczął pracę w biurze Działu Inwestycji. Czasowo pracował wówczas w Sekcji Planowania Inwestycyjnego, mając za kierownika – kolegę swego ojca, Romualda Misiowca. Stamtąd w jesieni odszedł do wojska (patrz wyżej).


Po odbyciu zasadniczej służby wojskowej, powrócił autor do Olkusza i do pracy w fabryce,
ponieważ jednak nie było tu już wtedy wolnego etatu w Dziale Inwestycji, przyjął pracę w Dziale
Zaopatrzenia zakładu, na stanowisku Ekonomista zaopatrzenia. Tutaj przepracował około trzech lat,
zdobywając praktykę w wyjazdach na delegacje (w tamtych czasach wcale niełatwo było załatwiać
w terenie przeróżne, potrzebne fabryce do produkcji i obsługi ruchu materiały), oraz prowadząc
zaopatrzenie w artykuły metalowe (śruby, łożyska toczne i tp), w obrębie Sekcji Artykułów Meta-
lowych, prowadzonej przez Stanisława Bobylę). Przejściowo pracował autor również w Sekcji Kooperacji, prowadzonej przez swego dalekiego krewniaka (po Halkiewiczach) – Grzegorza Nogę. Tutaj także zaliczył autor wiele delegacji, uganiając się po Polsce za częściami, produkowanymi przez kooperantów, a używanymi przez „Emaliernię” do produkcji pralek wirnikowych i innych produktów (wyżymaczki do pralek, nity aluminiowe, elementy plastikowe, wyroby gumowe i wiele, wiele innych).
W końcu jednak, „kaperowany” przez dawnych znajomych z Działu Inwestycji, przede wszystkim
przez Emila Banysia „z byłego Starego placu fabrycznego”, prowadzącego wtedy Sekcję Zaopa-
trzenia Inwestycyjnego, - przeniósł się Ryszard pod jego kierownictwo, prowadząc rozliczenia
księgowo-magazynowe Zaopatrzenia Inwestycji i przekazywanie inwestycyjnych zakupów do eksploatacji (patrz wyżej). Stamtąd, po oddaniu do eksploatacji Hali Wanien i Stacji „Ruthner” - przeniósł się autor do pracy w Regeneracji na resztę lat, aż do roku 1998, czyli przejścia na zasiłek przedemerytalny w ramach „zwolnień grupowych”, w niesławnych latach początku upadłości fabryki za rządów ekipy solidarnościowej. Autor popierał nawet ruch tzw „pierwszej Solidarności” i był czasowo jego sympatykiem, i działaczem, lecz gdy w schyłkowych latach osiemdziesiątych XX wieku uzmysłowił sobie „do czego to wszystko zmierza” - legitymację tego nowego niby-związku porzucił, bo dostrzegł, że ta „nowa Solidarność” przestała zajmować się klasyczną działalnością związkową, za to bardzo łatwo „weszła w buty dawnej PZPR", poczynając sobie według „jedynej dla nich zasady - TKM”.

Przez całe swoje dziecięce i dorosłe życie, zamieszkiwał autor w służbowych mieszkaniach
fabrycznych, jako że począwszy od pokolenia jego ojca, rodzina wyzbyła się zupełnie resztek oso-
bistego majątku dziedzicznego, częściowo poprzez proces „wywłaszczania”, dokonanego przez władze. Dzisiaj, na byłej własności rodziny przebiega północna olkuska trasa szybkiego ruchu i stoją niektóre bloki przy ul. Skalskiej, oraz nowa Hala sportowo widowiskowa. Tak więc, nie istniał już na początku lat 60-tych XX wieku na terenie Olkusza żaden dom, ani też domu takiego choćby część, które by najbliższa rodzina Ryszarda mogła uważać za swoją własność.

W socjalistycznej zatem Polsce, rodzina Władysława Maliszewskiego związała swoje losy tylko z zakładem pracy, który jej „dawał chleb”. O tychże kolejnych mieszkaniach, wspominano już wyżej, przy omawianiu dziejów i rozwoju fabryki. Kolejno były to mieszkania „fabryczne”: na Starym „po westenowskim” placu fabrycznym, w nowym Bloku mieszkalnym dla kadry zakładu przy ul. Partyzantów 8,w fabrycznym również bloku przy nowej Al. Tysiąclecia, oraz przejściowo w bloku przy dawnej ul. Nowotki (obecnie Legionów polskich). Po kilku latach powrócił autor na Al. Tysiąclecia, wszakże już do innego bloku fabrycznego.

Zamieszkując jednak w tychże nowych blokach, nie żył już Ryszard obok sąsiadów, znanych mu
od wielu lat, lecz wśród ludzi w większości sobie obcych, których co prawda zdążył także szybko
poznać, ale poza pewnymi wyjątkami, nie poczuwał się nigdy do ściślejszych z nimi związków.
(prawdziwie „oswojone” jest bowiem w człowieku to, co jest mu bliskie od dzieciństwa).

Teoretycznie (i praktycznie, gdyby tylko zdrowie na to pozwoliło, bo praca na Regeneracji była
w końcu mocno szkodliwa, a autor niniejszego opracowania przepracował w niej sporo lat dłużej, niż wymagane ustawą 15 lat [aż 22 lata]), - mógłby autor pracować tutaj do emerytury.
Niestety, na przeszkodzie temu stanęła, owa sławetna, a wymuszona przecież przez samych praco-
wników fabryki, śladem ogólnokrajowych przemian społeczno-politycznych lat 80-tych XX wieku,
transformacja własnościowa” zakładu, w wyniku której, państwowa fabryka rozpoczęła proces
swojej prywatyzacji. Na tychże skomplikowanych zagadnieniach natury ekonomiczno-politycznej
autor nigdy nie miał ambicji znać się dostatecznie, więc się o nich wypowiadać nie będzie.

Dość przypomnieć, że w ramach tejże „złodziejskiej” prywatyzacji, rozpoczął się wieloletni okres
zwolnień grupowych w fabryce, sama fabryka rozpadła się na szereg spółek i spółeczek, które ban-krutować zaczynały, gdy tylko ośmieliły się powstać, a pracownicy stali się, nie gospodarzami we
własnym zakładzie socjalistycznym”, lecz niewolnikami, bez praw i zdobyczy socjalnych, dawno
już temu i z trudem wywalczanych, od lat 20-tych, do 70-tych XX wieku. Dzisiaj, dosłownie „przed chwilą”, bo w lipcu 2014 roku ogłoszono upadłość spółki, produkującej naczynia emaliowane i przeprowadzane są ostatnie zwolnienia grupowe. Pracowało w tej spółce zaledwie 200-300 pracowników. W czasach prosperity zakładu zatrudniał on prawie 6 tysięcy osób (!!!) w latach 70-tych XX wieku. Czy trzeba jeszcze tu coś dodawać ??? Pozostała jeszcze, nie wiadomo na jak długo – spółka, produkująca wanny i brodziki emaliowane na „nowej” Hali wanien, stojącej do dziś w miejscu byłego Tartaku.


I wskutek tegoż właśnie procesu, którego rozwój, w 1998 roku skłonił autora do odejścia na tzw
zasiłek przedemerytalny” w ramach zwolnień grupowych (bo potem spodziewano się jeszcze gor-
szych warunków odejścia, co się wkrótce sprawdziło) – zakończyła się dla Ryszarda Maliszewskiego życiowa przygoda, tytułowego, a na miarę umiejętności, opisanego tutaj przez niego - „życia w cieniu fabryki”, bo choć on sam nadal tu niby mieszkał, jego związki „bytowe” z samą fabryką ustały.




Fot. symboliczna. Młodszy syn autora na tle nowej Hali Pr-1 w 1987 r. (Podobnie, jak kiedyś mały Ryszard (przyszły autor kroniki) bawił się „w cieniu fabryki" na Starym placu fabrycznym, po latach, przy Al.1000-lecia, bawiły się jego dzieci ; w tle – nowa Hala Pr-1 (fot. autora)

Wspominałem już wcześniej, że życie mieszkańców „kolonii fabrycznych”, szczególnie w latach 50-tych i nawet 60-tych XX wieku toczyło się raczej spokojnie i leniwie, niemalże nudnie, i daleko mu było do dynamicznej, pełnej pośpiechu „życiowej gonitwy” lat następnych, lat 70-tych, i dalej, aż do dnia dzisiejszego.
Jednak już w owych „zamierzchłych, nudnych” dla teraźniejszej młodzieży czasach ludzie radzili sobie, jak tylko potrafili, aby owo nudne życie jakoś urozmaicić. W poprzednich rozdziałach niniejszego opracowania wymieniałem i opisywałem takie np. zainteresowania mieszkańców, jak: czytelnictwo, kino, teatr amatorski i szeroko pojęta „motoryzacja”, która często w owych czasach połączona była z amatorskim sportem wyczynowym. W Olkuszu, równie namiętnie uprawiano wtenczas inną dyscyplinę sportu – piłkę nożną. Do dzisiaj pamiętani są tutaj przez starszych ludzi tacy np. „mistrzowie piłki nożnej” jak Edward Frączek z Nowego placu fabrycznego (legendarny bramkarz olkuski – zawodowo Szef Produkcji zakładu) i Emil Banyś ze Starego placu (równie legendarny strzelec – zawodowo Kierownik Działu Inwestycji).



6. Drużyna piłki nożnej „tamtych lat 50-tych” (drugi od lewej Edward Frączek, trzeci
      Emil Banyś ; źródło: Paweł Barczyk strona intern. Olkusz w fotografii OF)


Mój ojciec brał co prawda wówczas także udział w „owym szaleństwie”, ale raczej tylko jako „rezerwowy” i działacz sportowy. Ja nie interesowałem się piłką nożną nigdy, co najwyżej uprawiałem zwykłą „kopaninę piłki” z kolegami na Placu.



7. Drużyna piłkarska j. w. (Władysław Maliszewski pierwszy z prawej ; obok Jerzy
      Kubiczek ; Edward Frączek w środku ; źródło j. w.)



Bardzo popularna była również w latach 50-tych i 60-tych działalność w spółdzielczości. Socjalistyczne władze PRL-u z upodobaniem ją popierały, bo bardzo ona „pasowała do nowej, socjalistycznej rzeczywistości”. Mój ojciec był aktywnym członkiem PSS „Społem” w Olkuszu, przez wiele lat udzielającym się w Radzie Nadzorczej spółdzielni. Z ramienia rady brał udział np. w wielu kontrolach sklepów „pe es esowskich”, co uwidaczniam na następnej zamieszczonej tu fotografii.



     8. Kontrola sklepu PSS „Społem” w latach 60-tych XX wieku (źródło: archiwum autora)
                   (z lewej Władysław Maliszewski, z prawej Józef Kaszuba)



Równie aktywnie działało wielu „olkuszan z Placów fabrycznych” w olkuskim zespole śpiewaczym „Hejnał”, oraz Polskim Związku Wędkarskim, których to organizacji aktywnym uczestnikiem był ojciec autora. Do koła wędkarskiego należał przez długie lata, będąc tu również działaczem związku. W ramach tej działalności brał uczestnictwo w akcji zarybiania akwenów do fabryki należących (np. w Laskach koło Bolesławia), oraz bardzo często w młodości czynił swoim francuskim motocyklem „z demobilu” DEM wypady nad przeróżne zbiorniki wodne w okolicy Olkusza, i dalej, nawet na Mazury (o czym dalej). Na niektóre z tych „połowów” zabierał czasem syna. Po wielu latach autor realizował takie wypady z własnymi już synami.





9. Występ zespołu śpiewaczego „Hejnał” w Jaroszowcu w roku 1949
                           (Władysław Maliszewski pierwszy z lewej, nieco „ucięty”, trzeci od prawej
                            Władysław Królikowski, piąty Stanisław Osuch, niżej, czwarty od lewej
                            Edward Kulak ; źródło: fot. j. w.)




10. Przyjęcie „hejnalistów” urządzone w domu państwa Kubiczków lata 50-te
(Władysław Maliszewski siedzi w środku, w lewo obok żona i córka Jerzego Kubiczka,
i Edward Kulak, Jerzy Kubiczek pierwszy z lewej u góry, pierwszy z prawej Romuald
Misiowiec ; źródło j. w.)


11. Działacze PZWędk. na kontroli zalewu w Laskach koło Bolesławia lata 50-te (?)
(Władysław Maliszewski pierwszy z prawej ; źródło: j. w. oraz Emilia Kotnis-Górka i
Piotr Nogieć Przegląd Olkuski „Poznaj z nami dawny Olkusz”) )


Dwukrotnie wspominałem już w niniejszym opracowaniu o piknikach, urządzanych z upodobaniem przez mieszkańców „kolonii fabrycznych nad rzeczkami - Witeradówką i Babą. Była to ulubiona dawniej forma wypoczynku niedzielnego (nie było wszak jeszcze wolnych sobót). Czasem organizowano takowe również i dalej, poza miastem, załatwiając sobie najczęściej dowóz wynajętym samochodem ciężarowym, zaopatrzonym „na pace” w proste deski do siedzenia. Regionalną specjalnością ludności okolic Olkusza było zawsze tzw „pieczenie ziemniaków” - prekursor dzisiejszych grillów. Nie ma potrzeby wyjaśnia miejscowym czytelnikom co to była za impreza, bo aż do chwili obecnej wszyscy „olkuscy” takie pamiętają i czasem jeszcze urządzają.

Dość wspomnieć, że te „zakrapiane” najczęściej imprezy odbywały się zazwyczaj w soboty po południu, tak, aby dorośli ich uczestnicy mogli w niedzielę „odespać”, albo i w niedzielę nawet, tyle że przed południem.
Członkowie chóru „Hejnał”, ale i także inne grupy ludności, urządzali takowe najczęściej na tzw Podpolisie, nad rzeczką Sztołą koło Bukowna. Zabierano ze sobą dzieci, wszelkie akcesoria i produkty do sporządzenia potrawy, butelczyny z „pocieszycielką strapionych”, i... hajda w las, nad rzekę!. Autor bardzo miło wspomina takie imprezy, pamiętane przez niego zarówno z dzieciństwa, jak i z dorosłego życia, gdy często współpracownicy różnych wydziałów fabryki – takie sobie urządzali. Czasem zabierano ze sobą ułożone już w garze, pokrojone ziemniaki z dodatkami. Garnek przykrywano wyciętą darnią, albo pokrywką, obciążając to dla stworzenia w nim ciśnienia kamieniem. Gdy potrawa zaczynała smakowicie pachnieć, przystępowano do jej konsumpcji, do degustacji zawartości butelek, do śpiewów chóralnych i skakania przez ognisko, do letniej kąpieli wreszcie w krystalicznie czystej rzeczce. Wszystko to miało swój niepowtarzalny urok, dzisiaj już przeważnie tylko wspominany.

Można by jeszcze tutaj wspomnieć o innych odwiedzanych w okolicy Olkusza przez mieszkańców miasta i placów fabrycznych, atrakcyjnych pod względem wypoczynkowym miejscach, ale omówienie takowych odłożę do któregoś z następnych odcinków mojego cyklu pamiętnikarskiego.









12. 13. 14. Pieczenie ziemniaków (piknik na Podpolisie) 1950 rok
(12. od lewej: Zygmunt Zawisz, Jędrek Dziąbek, nn, Stanikówna, Małgosia Dziąbek,
Ryszard Maliszewski, Kaszubówna, Małgosia Zawisz, Ela i Ewa Maliszewskie, oraz
Małgosia Misiowiec ; źródło: j.w.)





                                                                        *****





W cieniu fabryki – Przypisy i Bibliografia (podana w artykule pierwszym) oraz:
- "Przegląd Olkuski" Emilia Kotnis-Górka i Piotr Nogieć "Poznaj z nami dawny Olkusz"
   
                      
                                                                        *****


(Uwaga: Wolno kopiować i cytować jedynie pod warunkiem
podania źródła i autora artykułów !)